Nowa Huta jest tutaj

Nowa Huta jest tutaj

piątek, 19 kwietnia 2013

Przez okno

Podglądam i podsłuchuję. Tu jest inaczej, a to budzi ciekawość. Zimą i jesienią szara kamienica z naprzeciwka wygląda smutno. Na świerkach siadają sroki i sikorki. Wiosną i latem, jest głośniej. Kiedy wieszam pranie na wysięgniku (balkonu nie mam), słyszę, jak coś bzyczy, ludzie gadają. Tłusty kot mojej sąsiadki, patrzy na mnie z pewnością siebie, która mnie peszy. Ma się rozumieć, że nie tylko pory roku decydują o tym, co widzę. Tym bardziej, że nie różnią się zbytnio od tego, co już znam. Ludzie, to co innego.

Była niedawno u mnie lekarka. Paniusia i snobka. Nie przepadam za nią, ale chodziło o dobro dziecka, więc duma w kieszeń, 120 zł na stół. Całym swoim zachowaniem okazywała wyższość. Mówiła o certyfikowanym mleku, ekologicznej marchwi, mięsku ze słoiczka. W pewnej chwili słuchałam już tylko piąte przez dziesiąte. Przez okno, do którego paniusia stała tyłem, zobaczyłam swojego sąsiada.

Żeby było jasne. Nie żywię do niego antypatii, wręcz przeciwnie. Pomimo, że to jeden z tych podstarzałych nastolatków, którzy nadal stoją z piwem pod blokiem, chociaż wydaje się, że powinni między 8 a 16 znikać z oczu moim starszym sąsiadom, gospodyniom domowym i innym, którzy spędzają przedpołudnie w okolicy. Ta sympatia najpewniej stąd, że facet przypomina mi mojego kolegę z podstawówki. Niski, w okularach, świetny z matematyki, a pomimo to dzieciaki go lubiły. Podobno fenomen Napoleona wynikał z jego wzrostu. Musiał nadrabiać braki i na tym się wybił. Podejrzewam, że mój kolega nie zostanie cesarzem Francji, ani koszykarzem NBA, jak planował (sic!), ale mam nadzieję, że robi teraz coś ciekawego. Nie to, co wspomniany sąsiad. Podobieństwo, które zauważam każe mi jednak myśleć o nim, jako o chłopaku z pomysłami, którym być może był, zanim piwko zaczęło systematycznie podżerać mu mózg.

Tym razem wypił trochę więcej niż zwykle i chyba nie za bardzo był świadomy tego, gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Jego twarz ściągnął grymas cierpienia, a on jakby nigdy nic rozpiął rozporek i zaczął sikać. W tamtej chwili nie docierał do mnie komizm całej sytuacji. Zastanawiałam się tylko, co będzie jeśli zauważy to owa pani, która zachowywała się jak gdyby jej fizjologia nie dotyczyła. W pewnej chwili sąsiad zatoczył się, rozciągnął ramiona, jak ukrzyżowany i z rozpiętymi spodniami, które nie zasłaniały tego, co powinny, padł na wznak, na krzaki, które się za nim znajdowały. Moja sytuacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna. Na szczęście chwilę później na odsiecz przybyli koledzy, pozbierali sąsiada i umieścili na przytulnych schodach mojej klatki schodowej, gdzie mógł zwinąć się w kulę jak olbrzymi wróbel i zasnąć powoli dochodząc do siebie. Nie widziałam miny lekarki, kiedy go mijała, ale podejrzewam, że nie była tym widokiem zachwycona.

Kiedy stres opadł, a babsztyl sobie poszedł, dotarło do mnie, że wzięłam właśnie udział w scenie rodem z filmów Woody’ego Allena i to nawet zabawnej. Myślę, że, w przeciwieństwie do mnie, widzowie się uśmiali.