Nowa Huta jest tutaj

Nowa Huta jest tutaj

poniedziałek, 27 maja 2013

Czego nie lubię

Dziś rano był u nas sąsiad w sprawie petycji. Miasto zarządziło segregację, bo Unia, więc trzeba zmienić altankę śmietnikową. Odkazić też by się przydało, bo robactwo. A no właśnie.

Robactwo, a konkretnie kilku naprawdę dużych przedstawicieli gatunku, o którym opowiada pewna znana, ludowa, meksykańska piosenka, odwiedziło mnie jakiś czas temu. Choć porusza się to identycznie, jak pewna mała dziewczynka, którą kocham do szaleństwa, budzi u mnie zupełnie inne emocje i nie są to ani czułość, ani radość. Jak się nad tym pomyśli, to w sumie takiego robala żal. Że aż tak brzydzi i odstręcza, a przecież jego determinacja, wytrwałość, organizacja, a nawet inteligencja powinny robić wrażenie. Ale jego świat, to coś, z czym ja nie chcę mieć nic do czynienia.

Tuż obok rozciągają się równoległe światy, co do których wolałabym, żeby takimi pozostały i za żadne skarby nie krzyżowały się z moim, a jednak krzyżują się. Spacerując po ulicach, mijam nieprzytomnie pijanych. Kiedyś byłam świadkiem, jak jeden drugiego próbował namówić, żeby zjadł dżdżownicę, którą spomiędzy płyt chodnikowych wygonił ulewny deszcz. „No co Ty stary, ja bez zapity nie dam rady”. Anegdotę zapamiętałam i uciekłam, żeby nie zostać w to wplątana, podobnie jak ta Bogu ducha winna dżdżownica.

Jest też świat dorastającej młodzieży. Ja wiem, ja pamiętam to głupkowate dążenie, żeby się określić nazwać i zaliczyć do grupy, nawet kosztem udawania kogoś, kim nie byłam. W pewnym wieku tak się po prostu ma, potem się to wypiera i zapomina. Ale te duże dzieci oblepiają place zabaw, gdzie bywam ze swoimi mniejszymi dziećmi, więc nie zauważać nie mogę i przed wyrażeniem dezaprobaty się nie powstrzymam. Nie lubię hierarchii. Najwyżej dziewczynka w w obcisłych leginsach i pofarbowaną na czarno modną fryzurką. Zwraca na siebie uwagę piszcząc krzycząc, przeklinając i wyzywająco całując się ze swoim chłopakiem. Jej bliźniaczo podobna koleżanka (identyczne ciuchy, identyczna fryzura) nie ma chłopaka, więc nadrabia śpiewając głośno grafomańskie hymny na cześć jednej z bardziej popularnych drużyn piłkarskich. Później poszerza repertuar o równie grafomański tekst hip hopowej piosenki, podkład puszczając sobie z komórki. W ten sposób udaje się jej przemycić kilka naprawdę soczystych przekleństw.

Co do przeklinania, nie jestem ortodoksem. Znam cudownych rodziców obdarowanych przez Pana Boga równie cudownym potomkiem. Potomek ma kolki i wrzeszczy w niebogłosy i kiedy już zawiodą wszystkie metody babć, cioć, mam, położnych. Kiedy nie działa ani odgłos odkurzacza, ani ciepły okład na brzuszek, ani koperkowa herbatka, ani w ogóle nic, to po godzinie następuje taka wymiana zdań: Ale napierdala, nie?” „No!”. Czasami człowiek musi...

Jeszcze bardziej od tej głupkowatej hierarchii i przekleństw odstręcza mnie jednak, co innego. Nagle piski, pomruki, przekleństwa, dają wyraz niezadowoleniu, które zawisa w powietrzu, jak gęsty smog. Dlaczego? „Rumuny idą”. Konkretnie mama Romka z dwójką dzieciaków, które też chcą poszaleć na placu. Tu moje „Nie lubię” osiąga apogeum i zaczynam marzyć o środku na dezynfekcję, którym się usunie takie zachowanie sprzed moich oczu, z placu zabaw, z ulic, z całej dzielnicy.

Jak? Nie wiem, może Unia coś poradzi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz