Nowa Huta jest tutaj

Nowa Huta jest tutaj

wtorek, 7 maja 2013


Sąsiedzi

Niecały miesiąc po tym, jak się tu wprowadziłam podeszła do mnie sąsiadka, żeby mi się przedstawić. Oświadczyła, że jest najstarszą mieszkanką w naszej klatce i już 56 lat spędziła w Hucie. Pomogłam jej z siatkami, a w międzyczasie wypytała mnie o dzieci, opowiedziała o wszystkich swoich dolegliwościach oraz życzyła mi, żeby nam tu było dobrze. Byłam pod wrażeniem.

Ostatnie kilka lat spędziłam w bloku na Żabińcu. Luksusowe osiedle, które okazało się architektonicznym bublem. Blok obok bloku, niedokończona droga, z powodu kłótni, która wybuchła pomiędzy spółdzielniami sąsiadujących ze sobą budynków, noclegownia studentów Uniwersytetu Rolniczego. Nie mogę zaprzeczyć, przyzwyczaiłam się i miałam tam swoje ulubione miejsca, ale nigdy nie czułam się tam u siebie. Tu trafiłam do miejsca, gdzie ludzie byli zakorzenieni od dawna, mało tego, przyjęto mnie życzliwie.

Sąsiedzi z naprzeciwka od początku zaoferowali nam swoje narzędzia, w razie gdyby nam jakiegoś zabrakło. Kilka miesięcy temu zaszwankowała bateria prysznicowa w łazience i poprosiłam o pomoc znajomego. Kilkukrotnie powtórzyłam mu, żeby konkretnie wymienił z nazwy wszystko, co mu jest potrzebne, bo ja kompletnie się nie znam. Był tym tak zaaferowany, że, że nie zdążyłam się nawet przywitać i wytłumaczyć synowi sąsiadów, który nie bardzo mnie kojarzył, o co chodzi, a on od razu przeszedł do rzeczy. Zabrzmiało, jakby składał zamówienie. Dodam, że byłam w kapciach, a w ręku trzymałam kubek z niedopitą kawą, który z rozpędu wzięłam ze sobą. Powstrzymałam atak śmiechu i wytłumaczyłam o co chodzi. Odczułam wtedy, jak bardzo odpowiada mi panująca tu swoboda i otwartość.

Ona oczywiście ma swoją cenę. Jak to w małych społecznościach bywa, wszyscy się znają, a w związku z tym dużo o sobie wiedzą. Nie da się obwarować i zagwarantować sobie większej prywatności. Mamy tu taki dzienny osiedlowy monitoring. Sąsiedzi, zwłaszcza ci przesiadujący przed blokiem, znają mój rytm dnia. Wiedzą, kiedy odbieram syna z przedszkola, a kiedy mała jest chora i nie wychodzimy na spacery. Wiedzą, jakim samochodem jeździmy i gdzie zwykle go parkujemy.

Doceniłam to, kiedy pewnego wieczora zapomniałam zamknąć w aucie tylnych drzwi i jakiś okoliczny łobuz otworzył je na oścież. Ok. 22 zadzwonił domofon, byli to sąsiedzi z bloku obok. Ich ojciec wiedział, czyje to auto i gdzie mieszkamy, a oni pośpieszyli, żeby nas ostrzec. Byłam zbudowana taką troską o czyjąś własność i ich czynną postawą społeczną. Do tego stopnia, że kiedy o pierwszej w nocy usłyszałam donośny hałas ze znajdującej się pod nami piwnicy, niewiele myśląc zgłosiłam to policji. Trochę straciłam rezon, kiedy życzliwy, choć poddenerwowany oficer poinformował mnie, że „matka wysłała naszego sąsiada po ogórki”. Nie wiem, czy gdyby zaszła taka potrzeba, moja kolejna interwencja, zostanie potraktowana poważnie. Może na okolicznym komisariacie uchodzę już za miejscową wariatkę. Po dłuższym zastanowieniu doszłam jednak do wniosku, że w gruncie rzeczy, gdyby ktoś rzeczywiście próbował ich obrabować, mogliby stracić cały zapas tych pracochłonnych specjałów. Uważam nawet, że mam moralne prawo do podziękowań w postaci jednego słoika domowych ogórków, najchętniej kiszonych.

1 komentarz:

  1. Będę monotonna strasznie, ale podoba mi się ten obrazkowo-reportażowy wpis. Nie umiem tego precyzyjnie pochwalić ;)

    OdpowiedzUsuń