Zakupy
„Fajna bluza, co na
Tomexie kupiłaś?” - o to na razie nikt mnie oskarżyć nie może,
bo jeszcze się tam nie ubierałam. Tamtejszych mebli kuchennych
sprzedawanych w przyczepach, ani dywanu w kształcie motyla lub z
podobizną Jana Pawła II, też nie mam. Robię tam głównie zakupy
spożywcze Niedawno wybrałam się po pasztet.
Kupuje tam
najczęściej kilka swoich, ulubionych produktów. Jajka, od pana,
który zapytał mnie kiedyś, czy zastanawiałam się, czym jest
nieskończoność (ciekawe, czy to oferowany przez niego produkt
zainspirował go do takich rozważań),
bakalie od wyluzowanego młodego chłopaka w modnych ciuchach, który
poza orzechami włoskimi, rodzynkami etc. sprzedaje też orzeszki
pini i suszone truskawki, kiszoną kapustę i włoszczyznę od
osławionych blondynek, które zawsze dodadzą mi jakąś gratisową
marchewkę, czy cebulkę „żeby dzieci były zdrowe” no i
pasztet. Przynajmniej do niedawna.
Zanim po to wszystko
dotrę, mijam mnóstwo podobnych butików oferujących niemal
identyczne ciuchy i buty, które potem widzę u kobiet na ulicy.
Przedział wiekowy 9-69. Obojętnie czy dotyczy to leginsów w
panterkę czy cieszących się ostatnio olbrzymią popularnością
czapek z dwoma pomponami, które stanowią jednocześnie uszka
wyszytego pod nimi pyszczka misia. Po wędliny chodzę do sklepów, w
których sprzedawcy sami próbują tego, co sprzedają i otwarcie
mówią, czy świeże, czy ludzie kupują, a może tym razem za
rzadkie, niedoprawione i nie warto brać. Szczególnie upodobałam
sobie sklepik, w którym najlepsze produkty uzyskują opinię
„zarąbistych”.
Tym razem
sprzedawczyni, widząc, że jestem z wózkiem, zaczęła opowiadać
mi niezwykle makabryczną historię o martwym niemowlaku, która
miała dowieść jej wielkiej wrażliwości i miłości do dzieci
(„takem się upłakała”) oraz silnego poczucia sprawiedliwości
( „ja bym tej babie łeb do tego wiadra wsadziła (...) zupełnie
zdrowiutki chłopczyk, a to się ludziom czasem chore rodzą”). W
międzyczasie wplatała do swojej wypowiedzi uwagi dotyczące mojego
zakupu. Że świeżutki, pyszny, z prawdziwego mięsa. W pewnej
chwili groteskowość, tego co usłyszałam przerosła mnie zupełnie.
Pasztet z niemowlęcia - taki makabryczny obrazek powstał w mojej
głowie. Zapłaciłam, podziękowałam, poszłam. Jeszcze się do
pasztetu nie przełamałam. Ale myślę, żeby się wybrać po stołki
do kuchni, bo ikeowskie, ku uciesze okolicznych poszukiwaczy metali
do skupu, ciągle się wyginają i łamią, więc pewnie niebawem
znowu odwiedzę Tomex.
dzień dobry :D odtąd czuj się obserwowana.
OdpowiedzUsuńmaniak pozdrawia ;)
Masz do tego pełne prawo! Tym bardziej, że od dłuższego czasu bezkarnie podglądam, co u Ciebie;). Pozdrawiam!
UsuńO_o ! No, to się dowiedziałam ;)
OdpowiedzUsuńTo dobrego wzajempodglądania.