Nowa Huta jest tutaj

Nowa Huta jest tutaj

czwartek, 9 stycznia 2014

Jak się bawić, czyli o imprezie sylwestrowej

Jest miejsce na mapie Nowej Huty, którego nie wolno przegapić. Coś o tym wiem. Spędziłam tam sylwestra. Socrealistyczna architektura tego monstrum, sprawia, że po zmroku wygląda posępnie, jak stare zamczysko. Zimowe niebo potęguje to wrażenie. Usytuowanie również nie jest bez znaczenia. Tuż obok, za niewielkim pagórkiem oczom przechodniów ukazuje się, no właśnie... żeby oddać wrażenia koniecznie muszę przywołać zmodyfikowaną do moich potrzeb scenę z kultowego już wykwitu polskiej kinematografii. Wspinając się na wspomniane wzniesienie pojawiają się irracjonalne, nawet dla takiego geograficznego laika, jak ja, oczekiwania, że za moment zobaczy morze. W głowie zachodzi taka wymiana myśli:„I co?...Jest ?” „ Nie, ale też jest zajebiście!”. Łąki Nowohuckie. Wielkie nic. Buddyści osiągają nirwanę. Mistycy spotykają Najwyższego. Tubylcy puszczają fajerwerki, płosząc niczego nieświadome, śpiące smacznie, zamieszkujące te tereny, chronione gatunki ptactwa i owadów.
Nie brałam udziału w lokalnym pokazie sztucznych ogni, ponieważ impreza, w której uczestniczyłam, miała diametralnie inną konwencję niż standardowe bale. Wic polegał na tym, żeby jak najwięcej osób noc przespało. Dodam, że zależało to od hordy młodocianych, którzy na przemian wymiotowali, kaszleli, płakali, smarkali, wydalali, jedli, że nie wspomnę o zażywaniu różnorodnych substancji, różnorodnymi drogami.
Poranek po pełnej niespodzianek nocy nastąpił nadspodziewanie szybko.Obchód standardowo odbył się o 7 rano. Cudem uśpione w końcu dzieci, trzeba było zbudzić do osłuchania. Osobą, która na oddziale pediatrii jest wyżej w hierarchii od nich, jest schodzący z dyżuru lekarz dzierżący w dłoni, niczym drogocenne berło, błyszczący stetoskop. Dzień wyglądał już, jak każdy kolejny spędzony w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego z osiedla Na Skarpie. Nadjechał wózek z kanapkami (rano wędlina, wieczorem twaróg - tzw. dieta małego dziecka, gdyby się ktoś pytał). Nadbiegła rzutka i wszechobecna salowa z mopem. Pielęgniarki rozdawały syropki, zastrzyki do zwanych tu pieszczotliwe motylkami wenflonów i inhalacje, pytając o ilość i rodzaj stolców. Rodzice próbowali nakarmić dzieci. Te, nie zważając na ich wysiłki, atakowały już dość zmaltretowaną choinkę. Wymieniały się zabawkami i wirusami. Było wesoło.
Do dwójki dziewczynek, w koszulce z nazwą amatorskiej drużyny rugby podkreślającą stosowną do tej dyscypliny sportu budowę ciała, przyszedł tata nr I (tata nr II przychodził popołudniami do ich mamy). Mama, jak zwykle, tłumaczyła mu, nie przebierając w słowach, szczegóły czekającego ich rozwodu. Brokatowy napis na jej koszulce : „Wanna kiss these lips” był z pewnością adresowany do taty nr II, podobnie z resztą jak leginsy i zdecydowany makijaż. Do niedawna największą popularnością wśród świetlicowych zabawek cieszył się nagi Ken bez jednej nogi. Jednak, gdy stracił kolejną kończynę pani salowa niewiele myśląc, wyrzuciła go.Smutne. Niestety, drogi Kenie i tato Rugby, nawet faceci z taką klatą dostają czasem kosza.
Tyle rodzin, ile szopek w pobliskich parafiach. W naszej na przykład poza Świętą Rodziną znajduję się również stado sklonowanych owiec z identycznym, błędnym spojrzeniem, dwa szarpeje, oraz wróbel wielkości psa. Cudowna, bezsensowna wielorakość. Szopka jest dla dzieci, a dzieci lubią zwierzątka. Podnieś rękę Boże Dziecię... i pogoń ze świątyni tę całą menażerię! Chociaż może lepszy wróbel w garści, niż to, co postawiono w przedszkolu na osiedlu Przy Arce (ostoi nowohuckiej religijności, jakby się mogło wydawać). Pod choinką obok wejścia stoi szopka, w której w miejscu Maryji obok Józefa stoi jeden z trzech króli. Figurki się wytukły. Powstał dżender.

Przed Świętem Objawienia Pańskiego wspomniane dziewczynki opuściły szpital. Pod łózkiem mamy znaleziono niedopitą butelkę rosyjskiego szampana, którą nadejście Nowego Roku świętowali z tata nr II, łamiąc obowiązujące na imprezie zasady. Niektórzy to się naprawdę nie potrafią bawić!

2 komentarze:

  1. Moja Droga,
    nie bądź tak krytyczna względem szopek i ich odjechanej nierzeczywistości. To naprawdę cieszy dzieci i właściwie temu ma chyba służyć.
    Swego czasu nawet o tym nawiązałam (http://mysliswawolne.blogspot.com/2011/12/nadziwic-sie-nie-moge.html).
    A poza tym zaś:
    Wiesz, jaki sprzęt alpinistyczny dostało Dzieciątko Jezus na urodziny?
    Od patriarchów czekany... :)

    Mam nadzieję, że świętujecie już wszelkie okazje w domu, nie inaczej. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, trochę w tym tekście prowokacji z mojej strony. Celowo pewne rzeczy wyolbrzymiam. Stanowczo protestuje natomiast przeciwko przekonaniu, że szopka jest dla dzieci. Bez walki nie oddam;).

    OdpowiedzUsuń